Słońce wschodziło krwawo nad spaloną ziemią, którą przed wiekami nazywano Federacją Rosyjską. Potężna, lekko przygarbiona anielica łyknęła garść tabletek żywnościowych i skrzywiła się okropnie. Nie to, żeby miała powód do narzekania. Nie były to może cymesy, jakie jadano przed wojną, ale przynajmniej były. A że odkąd świat runął, okazało się że Bezdomni też muszą jeść... Fakt, że Korporacja dostarczała racje swoim żołnierzom w dowolnych ilościach, nieco osładzał kontrakt. Nie zmieniało to jednak tego, że Gloria od lat pluła sobie w brodę, że dała się skusić. Z jednym skrzydłem może nie latała, ale i tak była sprawna. Teraz nie była już pewna, czy proteza drugiego była warta swojej ceny.
Sięgnęła do kieszeni kombinezonu i wyciągnęła maskę antyradiacyjną. Bezdomnych chętnie wysyłano "na śmieci", bo promieniowanie prawie nie miało na nich wpływu – nie słyszano o przypadku zmutowanego anioła. Ani demona – ale oni potrafili wyglądać tak, że i tak nikt by nie zauważył różnicy, więc może pogłoski o ich odporności były przesadzone. Gloria uśmiechnęła się do własnych myśli, a jej upiorna, ciągnąca się od ucha do ucha blizna, przybrała na chwilę jeszcze bardziej makabryczny wygląd. Sprawnym ruchem założyła maskę – jej względna niewrażliwość chroniła ją przed mutacją, nie przed chorobą popromienną. Wprawdzie u Bezdomnych miała dużo łagodniejszy przebieg, niż u ludzi, ale wciąż była bardzo przykrą przypadłością – zwłaszcza, że jej przełożony nie uznawał jej za dostateczny powód do tymczasowego zwolnienia z obowiązków. Pieprzony drobny druczek...
Wzbijając się w powietrze ustawiła nawigację i, kierując się wskazówkami, dobiegającymi z zainstalowanej w masce słuchawki, skierowała się w stronę radiowyspy. Miała pobrać próbki materiału z jednej z wysepek leżących na północny zachód od bazy. Oczywiście, jak zwykle, nie poinformowano jej, po cholerę ma się taplać w tym gnoju. Gloria nie pytała. "Inspektorzy" Korporacji (czy raczej "dozorcy", jak nazywali ich podkomendni) nadmierną ciekawość traktowali tak samo jak niesubordynację.
Kilka mil od bazy zatrzeszczał nawikomunikator.
– Gloria, ślicznotko... – odezwał się znajomy głos. – Bardzo jesteś zajęta? Zbieramy się z chłopakami na chlanie i pomyśleliśmy, że twoja piękna buzia byłaby uroczym dodatkiem... – dzwonił Halphas, demon, który tak jak i ona "zatrudniony" był przez Korporację. Dobry kumpel, chociaż taka możliwość nawet nie przeszłaby jej przez myśl w czasach przed Apokalipsą. Inna sprawa, że sama idea "kumpla" była wtedy dość abstrakcyjna.
– Zejdzie mi parę godzin... – odparła. Jej głos barwą przypominał zgrzytanie nożem po szkle. – Znowu wysłali mnie "na śmieci" i to dość daleko od bazy. Dam znać, jak wrócę.
Demon w słuchawkach westchnął.
– Szkoda, ostatnio nie dają ci ani chwili oddechu... Przeskrobałaś coś? – zainteresował się nagle.
Gloria już miała odpowiedzieć, gdy dotarła do niej subtelna zmiana w trzeszczeniu urządzenia. Jej model nie był najlepszy, miał swoje narowy i nie działał idealnie... ale wszystkie jego wady fabryczne miały jedną zaletę. Dzięki nim doskonale służył za detektor magicznych Burz, z którymi inne urządzenia miały często problemy. Burze pojawiały się spontanicznie, jakby z niczego i były cholernie niebezpieczne. Szczególnie dla Bezdomnych, nawet jeśli w oczach śmiertelników byli kompletnie niezniszczalni. I właśnie teraz ten delikatny dysonans zmusił Glorię do skupienia uwagi na horyzoncie.
Była tam. Niewyraźny cień, niedostrzegalny dla niewprawnego oka, majaczył dokładnie na jej kursie.
– Słuchaj, Halphas – zaskrzypiała do mikrofonu. – Muszę kończyć, Burza na trasie.
Demon natychmiast zerwał połączenie – w ciszy która nastąpiła, Gloria niemal słyszała, jak się skrzywił. Dobrze, że dzwonił on, a nie jakiś ludzki bałwan z Korporacji. Oni wciąż nie nauczyli się, że dla nieludzi i Obdarzonych Burze to naprawdę poważny problem. Zerknęła na nawikom. Oczywiście, wszystkie wskaźniki zaczęły wariować, a anomalii wciąż nie było widać na wyświetlaczu. Jak zwykle.
Chyba sam Pan musiałby zacząć znowu ingerować, żeby te cholerne urządzenia zaczęły działać jak trzeba.
Klnąc na czym świat stoi, zwinęła skrzydła, ostro pikując. Rozłożyła je gwałtownie kilka metrów nad ziemią i łagodnie wylądowała. Musiała przeczekać – dalszy lot byłby czystym samobójstwem, zwłaszcza że w żaden sposób nie była w stanie przewidzieć, w którą stronę ruszy nawałnica. Gdyby spotkała się z Burzą w powietrzu, nie byłoby czego z niej zbierać.
Niestety, na tę okoliczność nie miała zbyt wiele wyposażenia. Jej przeżycie zależało od tego, czy zdoła wystarczająco szybko zakopać się w piachu; z niejasnych przyczyn magiczne efekty Burz odczuwalne były tylko powyżej powierzchni ziemi, jakby ta w jakiś sposób wchłaniała niszczące magię fale. Na jej nieszczęście w Korporacji sprzęt Bezdomnym przydzielali ludzie, według ludzkich, krótkowzrocznych wytycznych. Była doskonale przygotowana na wszystko, łącznie z niwelowaniem skutków zatruć substancjami, na które była w pełni odporna – jednak do przygotowania kryjówki mogącej ocalić jej życie, miała tylko własne ręce i nóż.
Gloria rzuciła szybkie spojrzenie na horyzont. W najmniej optymistycznym wariancie, a na taki należało się przygotować, miała godzinę. Godzinę na wygrzebanie dziury o rozmiarach grobu, przy użyciu noża i palców.
Nie tracąc więcej czasu, wbiła ostrze w glebę i zaklęła parszywie. Na domiar wszystkiego miała pecha. Rozkopanie spieczonej ziemi wymagało całej, nadludzkiej siły anielicy. Wkrótce nie była nawet w stanie miotać przekleństw.
Nora była płytka. Gdyby zaprezentowano jej coś takiego i powiedziano, że w tym ma przetrwać Burzę, normalnie wyśmiałaby durnia, który by jej to powiedział. Ale ciemna chmura zbliżała się coraz bardziej i Bezdomna czuła na twarzy pierwsze podmuchy wiatru. Zabezpieczenia antymagiczne wbudowane w jej przeklętą protezę, również zaczynały być odczuwalne. Zacisnęła zęby, położyła się w dziurze i wypowiedziała krótkie zaklęcie. Oczywiście, cholerny kawałek metalu odpowiedział jej palącym bólem, ale było to konieczne. Gdyby próbowała zakopać się inaczej, jej kryjówka najprawdopodobniej nie byłaby dość szczelna, by spełnić swoją funkcję. Teraz miała tylko nadzieję, że ta chwila cierpienia sprawi, że wykopany przez nią przed chwilą dół nie stanie się jej grobem.
Gdy pierwsze fale sztormu przetoczyły się nad jej schronieniem, przeklęte czujniki zareagowały od razu. Ziemia osłaniała ją bez bezpośrednim uderzeniem mocy, nie była jednak w stanie odciąć receptorów wbudowanych w protezę. Żywioł szalejący nad jej głową był zbyt potężny, by stłumiła ją tak cienka warstwa ziemi. Ból był nie do zniesienia – a sprawę pogarszała świadomość, że najgorsze dopiero nastąpi.
Z kolejnym uderzeniem Burzy przez odgłosy szalejącej nawałnicy zaczął przebijać się potworny, nieludzki skowyt. Chwilę trwało, nim do Glorii dotarło, że ten przerażający dźwięk dobywa się z jej własnego gardła. Poczuła uczucie palącej nienawiści, tak skrajnie różnej od tego, czego była nauczona przez milenia istnienia starego porządku.
Nie zdążyła jednak nawet zdecydować, w kogo wymierzone było to gwałtowne uczucie, gdy Burza uderzyła z pełną siłą. Kolejna fala odebrała jej zdolność do myślenia.
Czas stanął w miejscu, więżąc półomdlałą anielicę w sidłach bólu.
Całą wieczność później Gloria ocknęła się i natychmiast zakrztusiła. Gardło miała zdarte od krzyku, a ciężka ziemia dławiła oddech. Zastygła, próbując dojść do siebie. Nie była w stanie stwierdzić, ile tak leżała, nim w końcu zdecydowała się znowu poruszyć. Trzeba było się podnieść i wypełnić zlecenie, nim przełożeni uznają opóźnienie za oznakę krnąbrności i postanowią zafundować jej powtórkę z rozrywki.
Z wysiłkiem wybiła pięścią dziurę w sklepieniu swojej kryjówki i wychyliła się z niej z trudem. Po tej wątpliwej przyjemności powinna wrócić do bazy i odespać kilka dni, pozwalając ciału dojść do siebie, ale w Korporacji nie mogło być o tym mowy. Miała być efektywna.
Potoczyła wciąż zamglonym z bólu wzrokiem po niebie. Cholera. Słońce stało już wysoko, na oko było już po południu. A wyruszała przecież równo ze świtem. Najwyraźniej w końcu zupełnie omdlała – albo Burza trwała niespotykanie długo.
Znów zabrzęczał nawikom. Tym razem zerknęła na wyświetlacz, przypięty do przedramienia. Na ekranie majaczyła zmartwiona twarz Halphasa. Gdy odebrała, demon wyraźnie odetchnął.
– W porządku, Piękna? – spytał, a mimo użytego żartobliwego przydomku, w jego głosie nie było zwykłej kpiny. To było aż śmieszne. Gdyby lata temu ktoś jej powiedział, że będzie się babrać w śmieciach na zlecenie ludzi, a najbardziej będzie się o nią troszczył mieszkaniec Czwartego Kręgu Piekła, wyśmiałaby go. A tu proszę.
– Widziałem tę burzę, mijała bazę. Była paskudna, więc chciałem się upewnić, czy nie trzeba po ciebie ekipy ratunkowej wysłać.
Uśmiechnęła się słabo. Wciąż miała na sobie maskę, więc demon mógł co najwyżej zauważyć jej oczy, ale naprawdę była wdzięczna za troskę.
– W porządku... – powiedziała cicho. – Żyję, jestem w całości... Tylko dziury nie zdążyłam zrobić dość głębokiej i mi protezę uruchomiło. – Demon aż sapnął. Wyraźnie chciał jej powiedzieć coś krzepiącego, ale komunikator znowu zawył. Połączenie priorytetowe. Przekleństwo, które rzuciła, sprawiło, że Halphas uniósł brwi.
– Szacezew... – wyjaśniła z odrazą. – Muszę skurwiela odebrać...
Nie tracąc więcej czasu, przełączyła linię. Zmartwioną twarz demona zastąpił rybi wytrzeszcz bladoniebieskich oczu.
– Jak rozumiem, już wracasz. – Oznajmił lodowatym tonem. – Czekam na te próbki.
Anielica cieszyła się, że ma maskę. Nie była chwilowo w stanie powstrzymać grymasu obrzydzenia, a gdyby człowiek to zauważył, na pewno sięgnąłby do tego pieprzonego panelu kontrolnego. A ona miała na razie dość.
– Burza mnie zatrzymała, Inspektorze – odpowiedziała krótko.
– Ile czasu potrzebujesz? – Spytał tonem luźniej pogawędki, ale oczy stały się jeszcze bardziej zimne, a na ustach pojawił się lodowaty uśmiech. Glorii ten wyraz twarzy dziwnie kojarzył się ze wrzodem. Co gorsza, wyraźnie mówił jej, że Szacazew już się nastawiał na "seans dyscyplinujący".
– Jeśli nie wystąpią kolejne nieprzewidziane okoliczności, cztery godziny. – Gardło jej się ścisnęło. Korciło ją, by podać więcej, ale obawiała się, że sukinsyn w tej chwili ma przed oczami mapę z dokładnie naniesioną jej pozycją. A to by oznaczało, że będzie gorzej niż zwykle. – Pół na dotarcie do celu, pół na pobranie próbek, kolejne trzy na powrót... – Dodała, starając się nie okazać narastającego lęku. Ten typ reagował jak wściekłe zwierzę – atakował na pierwszą oznakę słabości.
Poczuła mrowienie na plecach i tylko to zdążyło ją ostrzec przed uderzeniem. Smagnięcie bólu trwało ułamek sekundy – prawdopodobnie tylko musnął panel – ale urządzenie musiało być ustawione na maksymalną moc. Jak zwykle zacisnęła zęby, nie chcąc dać satysfakcji rybiookiemu sadyście, mimo wykończenia Burzą. Chociaż nie krzyknęła, oczy zaszły jej mgłą – i poważnie się zastanawiała, czy da radę latać po tym wszystkim.
– Masz trzy godziny. I nie mam ochoty wysłuchiwać żadnych bzdurnych wymówek. – Zanim się rozłączył w jego oczach coś błysnęło, ale opanował się szybko. Mimo to, Gloria wiedziała. Pieprzony perwers cieszył się jej bólem.
Znowu poczuła falę gwałtownej nienawiści, tym razem jednak wiedziała, kto i co jej jej celem.
Ciężkim uderzeniem skrzydeł wzbiła się w powietrze, w locie regulując przyrządy. Cholera. Podając czas temu pieprzonemu sadyście nie wzięła poprawki na wyczerpanie. Wyglądało na to, że dostarczy jeszcze skurwysynowi rozrywki przed snem. Wyliczenia nawikomu podawały, że w obecnym tempie powrót do bazy zajmie przynajmniej pięć godzin.
Jesnocia. Pisałam to już ponad rok temu i, mimo że poddałam dość zaawansowanej redakcji, ciągle mi się nie podoba. Ale potrzebuję do ciągu dalszego, a podobno nie jest takie złe, jak uważam, więc zaryzykuję. Zwłaszcza, że nie umiem pisać rzeczy od nowa.
Raz gdzieś miałaś "tą" zamiast "tę" i tu "kto i co jej jej celem." coś się stało.
OdpowiedzUsuńA teraz właściwy komć:
Końcówka prologu skojarzyła mi się z końcówką ostatniego sezonu SPNu... Tak trochę.
Malutko było opisów w tym rozdziale, ale kracja Glorii mi się podoba. Przydałoby się w przyszłości wytłumaczenie zasad rządzących Burzami i korporacji, w której zatrudniła się Gloria.
Mam nadzieję, że zrozumiałam też ideę Bezdomnych - to anioły i demony. Wyłącznie anioły i demony tak?
No dobra, komć sensowny i dobry szczególnie nie jest, ale jest :)
Dobrze zrozumiałaś. Tzn. co do Bezdomnych - w częściach, które już mam, są tylko anioły i demony, ale przyznam, że korci mnie wsadzenie tam innych bytów mitologicznych. Z jednej strony odczuwam jako pewnego rodzaju niesprawiedliwość kreowanie świata w którym tylko mitologia chrześcijańska jest prawdziwa, z drugiej nie chce zbytnio napaskudzić.
UsuńWyjaśnienia się pojawią - nie chciałam jednak na samym początku zarzucać nadmiarem informacji ;)
A co do SPNu... zaczynałam to pisać, zanim zaczęłam oglądać serial :D
Hue, jesteś jasnowidzką po prostu, przewidziałaś finał sezonu.
UsuńOsobiście myślę, że wmieszanie tu innych bytów chyba zbytnio by napaskudziło właśnie.
Czy ja wiem? Jeśli rzecz by potraktować historyczno-geograficznie, znaczy, gdzie w co wierzono najmocniej, tam w zaświatach odgrywał się odpowiedni Koniec Świata i pospadały stosowne stwory. Stąd, powiedzmy, na terenie z grubsza prawosławnej Rosji mógł sobie spaść pewien pechowy anioł. :P
UsuńWeszłam tu zaintrygowana tytułem, mając w głowie książkę Huxleya. Jestem pod niemałym wrażeniem. Chcę więcej.
OdpowiedzUsuńWypatrzyłam jedną literówkę: "Widziałem tą burzę (...)", powinno być "tę". Pozdrawiam :)
Strasznie dziękuję za komentarz! Tę burzę zaraz poprawię - przyznam uczciwie, że kwestia "tą" i "tę" jest czymś, co mi przez całe życie nie może porządnie wejść do głowy i mimo najlepszych chęci, ciągle wyskakują błędy. Poprawię, jak tylko skończę komentarz. :)
UsuńPoza gramatyką, cieszę się, że się podoba - z tym że od razu muszę uczciwie uprzedzić: poza nawiązaniem do Huxleya w tytule i dość ponurym klimatem, raczej tu dużo więcej z niego nie planuję, przynajmniej nie w głównych wątkach. I absolutnie nic nie ujmując Huxleyowi, mam szczerą nadzieję, że mi się to uda - w końcu chcę napisać własną historię, a nie przepisać "Nowy wspaniały świat" ;)
A ja się bardzo cieszę, że nie jest to podróbka jednej z moich ulubionych książek, tylko coś nowego. :>
OdpowiedzUsuń"Znowu poczuła falę gwałtownej nienawiści, tym razem jednak wiedziała, kto i co jej jej celem"
OdpowiedzUsuńI chyba wcześniej też jakaś literówka była, ale nie chce mi się szukać.
To jedźmy od początku - wizja klnącego anioła w gazmasce przemawia do mnie bardzo, bardzo.
OdpowiedzUsuńDalej - nie wiem, wśród jakich istot obracają się Twoi aniołowie, ale jeśli mutują one pod wpływem promieniowania, to muszą być chyba płodami. Ludzie nie mutują.
"Zabezpieczenia antymagiczne wbudowane w jej przeklętą protezę, również zaczynały być odczuwalne"
Po "antymagiczne" chyba powinien być przecinek.
"Gardło miała zdarte od krzyku, a ciężka ziemia dławiła oddech. Zastygła, próbując dojść do siebie."
Ziemia zastygła? Przejrzyj tekst jeszcze raz, takich błędów jest więcej.
Ogólnie jestem na bardzo duże, pokaźne i dorodne TAK. To jest po prostu dobre.
Jesli o mutacje chodzi, to jest to taka ładna klisza postapo, że szkoda nie skorzystać, nawet jeśli naukowo nie do końca ma sens. Poza tym, hej, tam do ogólnego postapokaliptycznego rozpierdolu dochodzi magia! Zasady rządzące rzeczywistością siłą rzeczy muszą się nieco pozmieniać -- kto wie, jak regularne magiczne sztormy wpływają na radiację ;)
UsuńA te tam rzeczy z przecikami i tymi takimi tam :P to poprawię ;) Dzięki ;)
Normalnie nie znoszę aniołów i demonów, ale dobre postapo zawsze przyjmę, więc się przemogłam. I chyba było warto, bo zapowiada się dobrze: anioł w gazmasce, kiepsko wyposażony, zbierający próbki radioaktywnych odpadów na zlecenie ludzkiego wojska, to coś, co natychmiast kupuje czytelnika, aż dziwne, że nikt jeszcze nie wpadł na taki pomysł. Bardzo sprawnie napisane, zasygnalizowane zostało mnóstwo rzeczy, o których natychmiast chce się wiedzieć coś więcej: i te tajemnicze burze, i przyjaźń anielicy z demonami, i niezadowolenie ze służby, i dowódca-sadysta. No i chyba lubię tę bohaterkę - dostała chyba bardzo kiepskie karty, ale gra nimi, jak może, zaciska zęby i sobie radzi. Będę czytać dalej.
OdpowiedzUsuń"nie słyszano o przypadku zmutowanego anioła. Ani demona – ale oni potrafili wyglądać tak, że i tak nikt by nie zauważył różnicy, więc może pogłoski o ich odporności były przesadzone."
Przy takich wstawkach nie warto się nawet czepiać zagadnienia mutacji i tego, jak ona rzeczywiście przebiega (w każdym razie mnie już się nie chce ;)
Bardzo, bardzo dziękuję! :) Jeśli chodzi o te mutacje - wiem doskonale, że to tak nie działa, ale to już tak klasyczny motyw w postapo, że nie mogłam sobie darować. Przecież aż się prosi, żeby matki przestrzegały dzieci: "nie chodź na radiowyspę, bo ci trzecia noga wyrośnie" ;) Wydaje mi się, że czasem warto zawiesić nieco logikę i realizm na rzecz konwencji.
UsuńI postaram się ruszyć dalej - od października mam bardzo ciężko z czasem i nie zapowiada się, żeby było dużo lepiej, ale chyba się zaczynam uczyć z tym żyć, więc jakoś się spróbuję zorganizować :)