Nikt nie wiedział, czy coś poszło źle, czy taki był boski plan, nieznany nikomu – nawet tym, którzy nazywali się butnie wybranymi. Nie wiemy nawet, czy Apokalipsa już się skończyła, czy to, czego doświadczamy, jest jej częścią. Może to wciąż Sąd Ostateczny, może odbywamy już pokutę za nasze niezliczone grzechy. A może jest to nagroda za długą, wierną służbę. Nagroda, której nie potrafimy dobrze wykorzystać.
Jedno wiemy na pewno: Jesteśmy żywi.
Zajmowało to filozofów od wieków – zarówno śmiertelnych, jak i naszych – czy można nas, świetliste byty, uznać za żywe istoty. Dzisiaj już wiemy to na pewno.
Albowiem przyszedł Pan i osądził żywych i umarłych.
W tym i nas - istoty z Zaświatów.
Wszystko zaczęło się zgodnie z Planem. Trąby, Pieczęcie, Jeźdźcy - tak jak było zapisane w Piśmie. Gdy padł rozkaz, rozpoczęliśmy Apokalipsę według znanych wszystkim wytycznych. Czy było nam szkoda? Może odrobinę. Współczucie, które wtedy znaliśmy, było dość szorstką wersją tego, co nazywają tym słowem śmiertelnicy. Ale ludzkość od wieków już więcej niszczyła, niż tworzyła i samo to zdawało się doskonałym powodem, by wreszcie zakończyć jej istnienie. Dom, który został im dany, od dawna upodabniał się coraz bardziej do radioaktywnej pustyni i nikt już nie głosił Słowa.
A przecież Koniec miał przynieść nowy Początek, wybrańcy bez skazy, wyłonieni na Sądzie Ostatecznym mieli zbudować nowy Eden.
Taki w końcu był Plan.
Ledwo jednak złamana została szósta Pieczęć, stało się coś, na co nikt nie był gotowy. Pamiętam tylko rozbłysk światła... A potem... Potem obudziłam się na Ziemi.
Ciężko opisać szok, jaki przeżywa istota zbudowana ze światła, gdy nagle obleka się w materię. Dotyk chropawej ziemi na policzku był równie drażniący, jak dziś uderzenie w czuły punkt.
Nagle poczułam. Po raz pierwszy w swoim nieskończonym istnieniu czułam. Dotychczas znałam tylko coś, co z braku lepszego słowa mogę nazwać poczuciem obowiązku. Nie miało to jednak nic wspólnego z odczuwaniem. To był imperatyw, nadający mi ruch.
Teraz, wraz z odczuwaniem, przyszły nieznane wcześniej potrzeby i pragnienia. Stałam się nową istotą.
I nie byłam sama.
Śmiertelnicy mówili, że pewnego dnia na całym globie zaczęły pojawiać się setki tysięcy istot, znanych im dotąd tylko z podań. Anioły i demony, materializowały się wszędzie, omdlałe, z twarzami w błocie, piachu i pyle. Przytulając policzki do betonu i ziemi. Wszyscy jednakowo zagubieni i oszołomieni.
A potem przyszedł głód. I Burze.
Tak zostaliśmy Bezdomnymi.
Jedno wiemy na pewno: Jesteśmy żywi.
Zajmowało to filozofów od wieków – zarówno śmiertelnych, jak i naszych – czy można nas, świetliste byty, uznać za żywe istoty. Dzisiaj już wiemy to na pewno.
Albowiem przyszedł Pan i osądził żywych i umarłych.
W tym i nas - istoty z Zaświatów.
Wszystko zaczęło się zgodnie z Planem. Trąby, Pieczęcie, Jeźdźcy - tak jak było zapisane w Piśmie. Gdy padł rozkaz, rozpoczęliśmy Apokalipsę według znanych wszystkim wytycznych. Czy było nam szkoda? Może odrobinę. Współczucie, które wtedy znaliśmy, było dość szorstką wersją tego, co nazywają tym słowem śmiertelnicy. Ale ludzkość od wieków już więcej niszczyła, niż tworzyła i samo to zdawało się doskonałym powodem, by wreszcie zakończyć jej istnienie. Dom, który został im dany, od dawna upodabniał się coraz bardziej do radioaktywnej pustyni i nikt już nie głosił Słowa.
A przecież Koniec miał przynieść nowy Początek, wybrańcy bez skazy, wyłonieni na Sądzie Ostatecznym mieli zbudować nowy Eden.
Taki w końcu był Plan.
Ledwo jednak złamana została szósta Pieczęć, stało się coś, na co nikt nie był gotowy. Pamiętam tylko rozbłysk światła... A potem... Potem obudziłam się na Ziemi.
Ciężko opisać szok, jaki przeżywa istota zbudowana ze światła, gdy nagle obleka się w materię. Dotyk chropawej ziemi na policzku był równie drażniący, jak dziś uderzenie w czuły punkt.
Nagle poczułam. Po raz pierwszy w swoim nieskończonym istnieniu czułam. Dotychczas znałam tylko coś, co z braku lepszego słowa mogę nazwać poczuciem obowiązku. Nie miało to jednak nic wspólnego z odczuwaniem. To był imperatyw, nadający mi ruch.
Teraz, wraz z odczuwaniem, przyszły nieznane wcześniej potrzeby i pragnienia. Stałam się nową istotą.
I nie byłam sama.
Śmiertelnicy mówili, że pewnego dnia na całym globie zaczęły pojawiać się setki tysięcy istot, znanych im dotąd tylko z podań. Anioły i demony, materializowały się wszędzie, omdlałe, z twarzami w błocie, piachu i pyle. Przytulając policzki do betonu i ziemi. Wszyscy jednakowo zagubieni i oszołomieni.
A potem przyszedł głód. I Burze.
Tak zostaliśmy Bezdomnymi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz