Najlepiej radzili sobie Stróże i pośledniejsze demony, wysyłane niegdyś na Ziemię by kusić śmiertelnych. Znali ten świat i rozumieli go dużo lepiej od nas, dla których przez większość czasu ludzkość była abstrakcyjnym bytem. Oczywiście, ludzie byli na ustach wszystkich. W imię ich zbawienia toczyliśmy wojny i budowaliśmy Niebiosa, jednak tak naprawdę, poza Stróżami i kusicielami, mało kto zbliżył się do Ziemi na tyle by chociaż raz zobaczyć ukochane dzieci Pana, po tym, jak opuściły ogród Edenu. Można powiedzieć, że należałam do nielicznych szczęśliwców, którym było to dane. Znałam istoty ludzkie jako stworzenia pełne strachu, bo byłam pośród tych, których zesłano, by spuścili ogień na Sodomę.
Do pewnego stopnia miałam rację. Ludzie, których spotykałam w pierwszych dniach po Apokalipsie zwykle uciekali, przepełnieni lękiem. Później odkryłam, że to zapewne kwestia mojej nowej, cielesnej powłoki. Wielka, ciemnowłosa i ciemnoskrzydła, z twarzą poznaczoną szpecącymi bliznami - pamiątkami po uszczerbkach, których doznałam jeszcze w czasie niebiańskich wojen, w swojej świetlistej postaci. Chyba przypominałam im bardziej demona, niż anioła, a oni wciąż naiwnie wierzyli, że w Zaświatach wszystko było czarne i białe.
Chociaż wciąż zdumiewa mnie, ile dla nich znaczy cielesność, to dzisiaj, gdy już poznałam ten świat, zastanawiam się czasem, czy jednak nie mieli przypadkiem nieco racji. Może byłam po prostu demonem w służbie Stwórcy. W końcu wszystkie lata do Apokalipsy spędziłam jako narzędzie zniszczenia – cóż z tego, że podległe Jego woli? Pytanie, czy ważniejsze jest, komu się służy, czy natura tej służby. To jednak jest pytanie dla filozofów, nie dla mnie.
W końcu szczęście się do mnie uśmiechnęło. Poznałam Marion. Marion, bardziej niż mojej zniszczonej twarzy, bała się mocy, która ją wypełniła w dniu, gdy świat się zawalił. Wtedy odkryłam, że gdy Pan strącił nas na Ziemię, przybyło na niej coś więcej niż miliony zagubionych Bezdomnych. Wyglądało to tak, jakby cała moc przepełniająca Zaświaty zapadła się wraz z nami i wypełniła ten ludzki, nieprzygotowany na nią świat – a także niektórych spośród śmiertelnych, takich jak Marion. Ja mogłam jej pomóc zapanować nad niechcianą potęgą, ona mogła dać mi schronienie w metalowym bunkrze.
Dziś Marion od dawna już nie ma wśród żywych, ale zawsze będę ją pamiętać, jako tą, która ocaliła mi życie.
Wkrótce potem przyszły bowiem Burze, które udowodniły nam jasno, że dzielenie świata na Bezdomnych i śmiertelników mija się z celem. Mówi się, że spośród trzech najwyższych Chórów Niebios nie ostał się nikt żywy. Wszystkich zabrały pierwsze nawałnice, pokazując nam, że są żywioły, którym nawet my nie jesteśmy w stanie sprostać.
Czym są te przedziwne sztormy? Nie wiemy tego do dziś, mimo, że od tej pierwszej, najbardziej śmiertelnej minęło już ponad trzysta lat. Nauczyliśmy się wiele, choćby tego, że ci, którym najłatwiej władać mocami z Zaświatów, są najbardziej narażeni na skutki Burz. Serafini, Cherubini, Trony - oni wszyscy byli po prostu zbyt potężni by istnieć. Na szczęście, ci z nas, którym udało się przetrwać, nauczyli się rozpoznawać nadchodzące niebezpieczeństwo z wyprzedzeniem. Zaczęliśmy dostrzegać drżenie powietrza na horyzoncie, podobne do tego, które pojawia się w upalne dnie nad rozgrzaną ziemią. Zwracamy uwagę na subtelne zakłócenia elektroniki. Pilnujemy każdej zmiany smaku powietrza.
Ci, którzy tracą czujność, giną.
No, mówiłam, że Gloria jest osom. To interludium też jest osom.
OdpowiedzUsuń"kochane dzieci Pana, po tym" bez przecinka
OdpowiedzUsuń"pamiętać, jako tą, która" tę
"mimo, że" bez przecinka
Przeczytałam. Czegoś mi brakuje, bardzo to wszystko krótkie, i bardziej naszkicowane, niż rzeczywiście napisane. Takie mam wyobrażenie, że ogromne poharatane skrzydła wędrują sobie przez pustkę. Czasem napotykają głosy.
Mam wrażenie, że więcej chcesz przekazywać poprzez właśnie interludia, ale historia też potrzebuje teł. Nawet bardziej. Bo na przykład w tej scenie z torturami. Ot, Piotruś pokręcił pokrętłem, Gloria była twarda. Ani ja nie wiem, jak to działa (a działa, zdaje się i z bliska, i z daleka), ani co robi, ani dlaczego. I wiesz co? Ani mnie trochę ta scena nie obeszła. A chyba powinna była.
Z drugiej strony, Gloria jest osom (chociaż powinnaś chyba wyjaśnić, skąd to rozróżnienie płci u janiołków). Piotruś (nie mogę inaczej) też jest spoko, chociaż trochę przegięty, ale wciąż jeszcze daje się znieść w roli oprawcy zuej korpo.
Dowiedzieliśmy się trochę o burzach, jak działają i dlaczego są groźne - fajnie. Podobają mi się te opisy subtelnych oznak nadchodzącej burzy, rzeczywiście budują napięcie. Zastanawiam się, co będzie z Marion. Z opisu wynika, że była przyjaciółką Glorii, ale podczas trwania akcji już nie żyje. Czy to znaczy, że będzie się pojawiać we wspomnieniach? Opowiadanie ma na razie dość kameralną obsadę, więc mam nadzieję, że Marion pojawi się nie tylko w tej jednej wzmiance.
OdpowiedzUsuń